czwartek, 3 kwietnia 2014

Rozdział.05: "Wa­hając się tra­cisz coś ważnego. Miej­my więcej pew­ności i wiary w sa­mych siebie."

Uchawi weszła na Słoneczną Skałę. Ishara przywitała ją serdecznym uśmiechem. Lwiczka tylko westchnęła i położyła się niedaleko lwicy. Ona spojrzała się ze smutkiem i polizała po czole.
Ishara- Co Cię trapi? No powiedz...-szturchnęła ją lekko łapą w ramie.
Uchawi- Nie chcę tu być...-szepnęła- Ja chcę iść do mamy i do przyjaciela.... Ja tu nie pasuje!
Ishara- Ahhh.... Wygląd tu nie ma znaczenia.-Powiedziała- A czy ja tu pasuje? Spójrz na nich, a potem na mnie.
Kremowa cicho westchnęła i położyła łepek. Bez słowa zasnęła. Śniła o swojej mamie i o Tabasamu. Wołali ją. Ona do nich biegła, lecz gdy się przybliżała oni się oddalali. Nagle jej mama zawołała:
Jua- Kochanie... Dlaczego ode mnie odeszłaś? Już mnie nie kochasz?-Zawołała.
Uchawi-Nie, nie ja Cię kocham! Chcę do Ciebie wrócić! Mamo.... mamo czekaj! Nie uciekaj mi!-Zaczęła szlochać.
Jua-Dlaczego mnie nie kochasz....dlaczego....dlaczego....dlaczego....-mówiła.
Zniknęła nagle. Nie ma. Rozprysła się jak bańka. Taba na nią patrzył przez chwilę po czym także zniknął. Mówiąc:
Tabasamu-Nie kochasz nas....My nie kochamy Ciebie.
Nagle wybranka się obudziła. Ciężko oddychała. To dla niej był koszmar. Postanowiła się przejść, choć była nadal noc. Wyszła po cichu by nikogo nie obudzić. Poszła na polanę. Usiadła. Rozejrzała się dookoła. Nikogo, oprócz niej, nie było. Westchnęła i położyła się. Na piachu zaczęła rysować twarz Taby.



Gdy skończyła spojrzała się na niego. Była zrozpaczona. Zaczęła szlochać, a łzy leciały na rysunek. Zaczął się rozmazywać. Nagle usłyszała huk. Była burza, ale nie padało. Wstała i chciała iść na Słoneczną Skałę, lecz zaczęła robić się gęsta mgła.  Zaczęła prowadzić się instynktem. Ale niestety. Nie znała dobrze tu dróg i zabłądziła. Nagle z szarych chmur w jednym miejscu, wyłonił się blask słońca. Kremowa zaciekawiona podeszła bliżej. Gdy znalazła się przy nim usłyszała nieznajomy głos. Rozejrzała się. Nikogo nie było. Odsunęła się  od światełka. Spojrzała się w górę. To jakby ten blask do nie przemawiał. Weszła na skałę i wciąż spoglądała na szparkę pomiędzy chmurami. Światło mówiło " To ja. Nie bój się. ". Uchawi z zaciekawianiem spoglądała na to. Była także przestraszona, ale coś trzymało ją na tej skale i nie mogła uciec. Nagle chmury się poszerzyły, a z nich wyłoniła się sylwetka dorosłego, czarnego lwa. Przeraziła się.
Duch lwa- Jestem przy tobie i zawsze będę.-powiedział- Choć mnie nie znasz ja Cię kocham. Będę przy Tobie przez całe życie. Straciłaś mamę, lecz nie na zawsze. Straciła kolegę, lecz zobaczysz go jeszcze. Zobaczysz ich niedługo.-lew miał wzrok poważny, oraz czuły- Ja straciłęm żonę i dziecko, ale widzę ich codziennie.
Uchawi-Ale...ja...-Wyjąkała-Kim ty jesteś?
Duch lwa-Mam na imię Giza. Miałem, piękną kremową żonę, która była w ciąży. Nie dożyłem narodzin dziecka bo musiałem ją uratować od śmierci. Narodziła się po miesiącu mała lwiczka. Teraz moja córka jest większe i odczuwa smutek tak jak jej mama, ponieważ zostali rozdzieleni....
Uchawi-Giza...-szepnęła-Musiał uratować swoją żonę,piękną,kremową lwicę w ciąży. Nie dożył narodzin dziecka. Jest ona większa....są rozdzieleni....odczuwają smutek....-myślała.
Duch lwa patrzał się na nią z powagą i czekał na jej reakcje.
Uchawi-Tata...-szepnęła, ale głośniej niż dotychczas-TATA!
Giza-Witaj kochanie...-uśmiechnął się lekko, ale zaraz uśmiech znikł- Jesteś potrzebna. Musisz pozostać na tej ziemi. Ty jesteś wybranką, a wcześniej byłem ja. Musisz to zrobić....
Uchawi- Ale mi się nie uda!-Zwołała- To zbyt trudne zadanie!
Giza- Jeśli tego nie zrobisz lwy umrą.-Zmienił ton na nieco głośniejszy- Chcesz to zrobić, czy nie?
Uchawi-Ja...no chcę...nie...nie wiem!
Giza-Wa­hając się tra­cisz coś ważnego. Miej­my więcej pew­ności i wiary w sa­mych siebie.-rzekł.
Uchawi-Ale to nie jest łatwe...-westchnęła
Giza-Nie ważne jak wiele trud­nych prob­lemów masz przed sobą...
Jeżeli są lwy, którzy chcą je z Tobą roz­wiązy­wać, życie zwyczaj­nie sta­je się piękniejsze...-powiedział.
Uchawi-Ale...kto ma mi pomóc?-zapytała.
Odpowiedzi się nie doczekała. Lew zaczął znikać. Zielonooka patrzała się na ten widok jeszcze chwilę dopytując o kogo mu chodzi. Ale jak już wspominałam: Odpowiedzi się nie doczekała. .....

2 komentarze:

  1. Fajne :3.Bardzo mi się podobało i czekam na więcej *u*.Zasmucił mnie początek,ale dobrze,że Uchawi "spotkała i zobaczyła"swego ojca.Kolejna tajemnica ;w;.
    Życzę miłego dnia i pozdrawiam~~

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli Uchawi nie jest zupełnie samotna. I bardzo dobrze. Przynajmniej ktoś z rodziny jest przy niej. Pozdrowionka i życzę miłego dzionka

    Karolina Love♥

    OdpowiedzUsuń